Wróciłam,
cała i zdrowa :) Było naprawdę fantastycznie! Pierwsze dwa dni
całkowicie byłam skoncentrowana na protezie. Wydawało mi się przed
wylotem, że jest nieźle i kondycyjnie dam rade. Nie dałam. Prawdziwa
rehabilitacja zaczęła się tak naprawdę na drugi dzień po przylocie do
Afryki, gdy dojechaliśmy do Rezerwatu Imire. Tomek Michniewicz zabrał
mnie w to miejsce nie bez powodu. To naprawdę była dla mnie ciężka
praca... Przy 40 stopniowym upale, chodziliśmy po kilka godzin po
sawannie, gdzie trawy miejscami sięgały do pasa. W efekcie nie widziałam
własnych stóp, więc o ile swoją własną czułam, to miałam nadzieję, że z
protezą jest wszystko ok. Na szczęście moja nowa koleżanka nie zrobiła
mi żadnego psikusa i dzięki temu poczułam się w niej naprawdę pewnie
:)))
Potem było już tylko lepiej!
Opowiem Wam o tym troszkę później, bo muszę to ładnie ubrać w słowa :) a jutro?
KONCERT FUNDACJI ISKIERKA